Wiersze Lucyny Gawron
To ja róża twa, w ogrodzie rosę piję,
dzień i noc, noc i dzień dla ciebie żyję
Deszczem i słońcem karmię się,
czekam na ciebie i martwię się
Wstąp proszę do mego ogrodu,
chociaż na chwilę za młodu
Może nie zdążysz ujrzeć mej urody,
więc śpiesz się, bo wciąż brakuje mi wody
Nie wiem jak długo będę tu stać,
liście i płatki na ziemię zrzucać
Jeśli czasu wciąż nie masz, daj mi znać,
niech wiatr mi powie, że czas już spać.
Nie za naszych czasów
z nieba zstąpi Bóg
Nie za naszych czasów
zadmie on w swój róg
Panie, postaw szfarzy śmierci
przed swój boski tron
Zdmuchnij z tego świata
kłątwy czarnej trąd
Grzesznym pierwszym ludziom
wolną wolę dałeś
Potem ich za grzechy
sam z raju wygnałeś
Ludzki rodzaj nieśmiertelny
nigdy nie zaginie
Dobrze wciąż pamięta
o karze i winie
Człowiek od tysięcy lat
rajskim piętnem naznaczony
Stał się Twoją wyrocznią
od kiedy ochrzczony
Karać śmiercią w imię Twoje
jest zaszczytem fanatyka
Umrzeć w Twoim imieniu
to zabójcza retoryka.
Przy Zapomnianej
stoi zapomniany dom
W zapomnianym domu
mieszka tylko on
On zapomniał
ile ma już lat
W zapomnianym życiu
radzi sobie sam.
Wchodzisz przybyszu na most,
na nim wędkujący goście
Na prawo, na lewo wodne ramiona,
przed tobą chrząszczewska wyspa zielona
Żyją na niej od zawsze
w zgodnej symbiozie braterstwa,
ludzie, zwierzęta i ptactwo,
największe tej ziemi bogactwo
Zajrzyj proszę w jej każdy zakątek,
niech wyobraźnia poszuka pamiątek
Jeśli twa dusza przyrody posłucha,
usłyszy rytm wody, ziemi i nieba,
może ci przybyszu tego właśnie trzeba.
Kiedyś moi drodzy, co tu dużo gadać
chciałam o czymś pisać, bajki układać
Rymować przed innymi w ukryciu
trochę o sobie, lecz więcej o życiu
Niestety, ten czas tak szybko leci
nie wiem kiedy wyrosły moje dzieci
Kwiaty więdną, woda paruje, deszcz pada
a mnie coś do ucha, gada wciąż gada
Sama nie wiem po co ciągle coś piszę
co raz gorzej przecież ptaki słyszę
Jak szumią drzewa i traw kłosy
nie spotykam zimnej, rannej rosy
Wianków ju dawno nie plotę
zapominam jak się śpiewa rotę
Nieprzespanych nocy nie liczę
Ot, zwolniły mi się tryby życia
wystarczy woda do leków popicia
Patrzę czasem przez szyby na ulicę obok domu
myślę wtedy co pisać i komu?
Przecież samo życie, to wielkie pisanie
samo się pisze, gada jak gadanie
Plecie się, baje, idzie, przystaje, soli i słodzi
czasem przycupnie, a czasem gniew rodzi
Jak mu się podoba tak się rządzi
wodzi za nos i mąci, mąci
A co tam, niech się samo dalej pisze
ja mu przecież i tak wiszę...
A może coś jeszcze napiszę?
Przy polnej drodze stoi strach
Strach ma wilkie oczy
Chcemy by coś przeoczył
Lecz on nie przeoczy
Na kapeluszu stracha dziki gołąb
Usiadł bardzo lotem strudzony
Dużo świata przeleciał
Wrócił jednak w rodzinne strony
Ja nigdzie jeszcze nie byłem
Stoję tu jak stałem
Wiatr targał mój kapelusz
Z każdą pora roku śluby brałem
W polu wiatr zmęczony śpi
gwiazdy liczy dziki kot
A pod drzewem siedzisz ty
nieprzespaną żegnasz noc
Jeszcze raz się chcesz pozbierać
zamknąć cicho czyjeś drzwi
Nie oglądać się za siebie
chociaż zadra w sercu tkwi
Noc zakrada się do okien
dzień odpocząć chce
okulary porzycone na gazecie śpią
Jedna gwiazda groźnie mruga
chce zsumować ziemi bieg
A na drzewie coś się rusza
sowa ze snu budzi się
Gdzieś w oddali gwiźdze pociąg
pędząc w długiej swej podróży
Mrok do okoła magię niesie
moje serce na pył kruszy.